Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o posłanie i psy się doń nawet zbliżać nie śmiały, bo je bił i odpędzał.
Wtém zaskrobano do drzwi.
Zawarczała psów gromada zrywając się i nasłuchując, król patrzał milcząc, ukazała się głowa siwa starego podkomorzego królewskiego Janka Huźli.
— Miłościwy panie! — rzekł.
— Czego się ciśniesz! widzisz że spoczywam! — zawołał król.
— Miłościwy panie — dodał niezmięszany tém starzec. — Jego Miłość ksiądz Stanko biskup, czeka na miłość waszą i domaga się posłuchania.
Usłyszawszy to imię, król się zerwał na równe nogi, tak nagle, że psy przelękłe pozrywały się téż i skoczyły.
— On? tutaj? — zakrzyczał król.
— Tak, miłościwy panie, doprasza się rozmowy z miłością waszą.
— A no! w sam czas! — rozśmiał się król — w sam czas, bom i ja rad się rozmówić z tym klechą. Dobrze przeczuł godzinę! Idź mu powiedz iż króla widzieć będzie. Niech czeka. Prowadź go do izby królewskiéj...
Podkomorzy drzwi przymknął powoli i cofnął się zaraz, a Bolesław stanął w myślach zatopiony.
Rzekł, że chciał widzieć biskupa, ale z twarzy patrzało jakby się iść wahał, nie bardzo rad spotkaniu, któreby chętnie na czas inny odłożył.