Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gwarzyć i śmiać się zaczęły. Niesiono suknię jedną i drugą i trzecią, aż Krysta rzucając, przebierając, na szkarłat się namyśliła, czarnobrewie było w nim najkraśniéj, wyglądała jak królowa.
— Będę jak królowa! — szepnęła do Ciarki.
— Boś ty królowa! — przypochlebiając się mówiło dziewczę.
We dwie aż przyszły na nią wdziewać i opinać na niéj suknię obcisłą, gdy w podwórzu wrzawa wielka powstała, tentent koni, rogów granie.
Król powracał. Krysta biegła do okna, wychyliła się ku niemu i zdala zobaczywszy, ręką znak mu dawała.
— Bywaj, do mnie!
Dostrzegł król czy nie, lecz nagle stanął wśród podwórza, z konia zsiadał. Siwą klacz jego wiedli do stajni uroczyście, i król naprzód poszedł za nią.
Dwór rozpełzł się po podwórcu, kilku tylko na zawołanie przy panu zostało, a i ci zobaczywszy, że ze stajni do Krysty idzie, powoli, ociągając się, zostali w podwórzu i przedsieniach.
Król wszedł sam, zasępiony, zmęczony, taki, którego długo trzeba było nosić jak ptaka łowami podrażnionego, aż oczy przymknął i usnął na ręku.
Krysta strojna, z włosami na ramiona rozpuszczonemi, siedziała z chustynką w ręku, jakby się jéj na łzy zbierało.