Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Téj wielkiéj grozy Borzywój się nie uląkł wcale.
— No, jeśli na to masz oczy, abyś niemi strzelała, to i usta na to są, abyś całowała. Dajże mi choć raz gęby!
Posunął się zuchwale, Krysta srogą, groźną, straszliwą twarz nastroiła, tupiąc nogą.
— Stój u progu lub źle będzie!
Westchnął Borzywój, ale mu z oczów patrzało.
— Przyjdzie chwila, że ty do mnie zagadasz inaczéj.
Krysta główką potrząsając, zamyśliła się, nie mogła jeszcze swojéj biedy zapomnieć.
— Ot, słuchajno — rzekła podnosząc nań oczy — wdziej suknię i zaraz odemnie idź do pana.
— Do pana? król siedzi na tronie i króluje, to nie pora!
— Co mi tam!
— Alboś się tak za nim zatęskniła! — spytał żartobliwie Borzywój.
— Pewnie! czyż niema za kim! — odparła Krysta dumnie.
— Z czémże mam iść do niego?
Na to pytanie, odpowiedź była trudną, Krysta na palcu zawijała i rozwijała chustynkę.
— Powiesz mu — rzekła — tylko tyle, że Krysta chce, aby do niéj co najprędzéj powracał,