Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wody, aby orzeźwieć, paliły się usta, serce biło, w oczach to płomienie przelatywały, to czarne płatki.
— A! wodo moja! wodo! — wołała — wodo powiedz mi co czynić mam nieszczęśliwa!! Czy iść się utopić w tobie, czy za tym iść, któremum przysięgała, czy za tamtym co mi jak słonko świeci! jak słonko pali! To król, to pan, a ja jego królowa, ja tu pani, nie ta stara co w kącie płacze!! I wszystko porzucić, a iść gdzie smutek, gdzie żałoba. Dogonią, krew się poleje! krew! A! ja widoku jéj znieść nie mogę! Mnie zabić mogą! Jego przezemnie! krew na głowę mi spadnie! krew!
Pomyślała nieco.
— Powiem wszystko, powiem lepiéj? Cóż mu się stanie? Ja mu życie wyproszę, oczy mu wyproszę... posiedzi w ciemnicy. Pocałuję to wypuścić go każe... Uciekać? a nie, nie. Nie chcę! nie mogę!
Rozmyślała tak po izbie biegając, gdy za drzwiami ktoś chrząknął, nastawiła ucha i pobladła, stała milcząca, potém na palcach biegła ku komorze, kaszlnął ktoś raz drugi.
Na drzwi komory patrzała Krysta, jakby sobie dając do wyboru uciekać czy czekać, zostać czy uchodzić, palec przycisnęła do ust, jakby z niego wyssać chciała, jak sobie radzić?