Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A tak! tak! dziś! o mroku! ale idź! idź! idź!
I rękami białemi na drzwi ukazując, miotając nagliła, aby wychodził co prędzéj.
Mścisław ociągał się patrząc jéj w oczy, wyszedł nareście. Ujrzawszy drzwi zamykające się za nim, Krysta pędem wpadła do sąsiedniéj komory i drzwi ogromną zasuwą zaryglowała za sobą.
Mścisław jak pijany z izby się wytoczył, zachwiał, o ścianę sparł, musiał stać tak dobrą chwilę, dopóki nie oprzytomniał i nie przyszedł do siebie, bo drogi zapomniał, drzwi nie widział i nierychło ostygłszy, czapkę na oczy nacisnął, kołnierz podniósł, zwolna się wytaczając na podwórze.
Co się w komorze działo?
Tam słychać było oddech ciężki; potém chód szybki, jęczenie, płacz... i wszystko zamilkło.
Odsunęła się zasuwa ostrożnie, powoli, przez szparę wyjrzała Krysta czarnemi oczyma.
Nikogo w izbie nie było, odetchnęła wsuwając się do niéj ostrożnie, na palcach.
Podeszła cicho ku drzwiom od sieni, uchyliła je bacznie, rzuciła wejrzenie w ciemną głąb, ku drabinie, nic się nie poruszało nigdzie, nie było nikogo.
Odetchnęła nieco z przerażenia. Zdala widać było kroczącego wolno ku wrotom Mścisława,