Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niewiastom, które dotąd po nad palami i ostrokołami stały gromadnie na górze.
Tak doszedł do wrót samych, a że mu nikt nie stanął do zamku na przeszkodzie, wkroczył przez bramę, wciąż rozpatrując i zazierając we wszystkie kąty. Gdy się znalazł na płaszczyznie, kędy dworce pańskie stały, a gdzie teraz pusto było, bo ledwo część psiarzy, sokolników i stajennych parobków na zamku została, zdawał się wahać dokąd daléj ma kroczyć. Obejrzał się raz jeszcze i szedł ku dalszym budowlom, które od królewskiego i królowych dworca łatwo rozeznać było. Wyglądał przebrany w tę siermięgę, z obówiem nędzném, tak ubogo i odarto, że go o żebraninę posądzić było można, bo od pierwszych drzwi począwszy, kroczył z kolei od sieni do sieni zaglądając wszędzie ciekawie, stając u drzwi i okien nasłuchując bacznie.
Nikogo tu prawie nie było, okna poodsuwane stały otworem, drzwi na oścież były odmykane. Dwoje czy troje sieni pominąwszy, od mieszkań których ludność wybiegła była na wały, przypatrywać się królewskiéj uroczystości, zatrzymał się nagle i drgnął Mścisław. Tu przez okno widać było wywieszoną odzież niewieścią, którą chciwemi zmierzywszy oczyma, dokoła się obejrzał i wśliznąwszy w ciemne przedsienie, zniknął.
Nikt nań nie zważał, nikt nie widział, jak się gdzieś ukrył w kącie.