Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się twarz kleryka. Odpowiadać nie śmiał, oczy tylko chciwe, żarzące się pragnieniem wlepił w stos kruszcu nagromadzony u nóg pana.
— No! chcesz złota? mów! — zagrzmiał głos królewski.
— Cóż po chęci! królu wielki! — odparł kleryk głosem drżącym — co po chęci takiéj, gdy posiąść nie mogę!
Rozśmiał się Bolesław.
— Bierz tego złota ile go udźwigniesz — rzekł szydersko — bierz, co uniesiesz to twoje.
Dwór i Boleszczyce stojący po za królem śmiechem wybuchli, potém patrzali wszyscy milczący i zdumieni — kleryk osłupiały niedowierzał.
— Bierz! a żywo! — zawołał król nakazująco — bierz!
Słysząc ponowiony rozkaz królewski, kleryk się rzucił jak oszalały, odgarnął naprzód poły wązkiéj sukni, lecz wnet zważył, że w nie zabraćby mógł mało... Szybko więc na nic się już nie oglądając, suknię zdjął całą, pod którą mało-co podartéj i brudnéj widać było bielizny — rozpostarł ją na ziemi, ukląkł i garnąć począł do niéj, co leżało pod ręką.
Chwytał i cisnął chciwie co mu się nastręczało, gromadził gorączkowo, spoglądając tylko kiedy niekiedy ukradkiem na króla, który z pośpiechu i niezgrabności się wyśmiewał.
Tłum stał w milczeniu, ziemianie mający iść