Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koléj swą, ale mu tak z oczów patrzało, jakby tu z czém inném przybył, i króla chciał w obec mnogich świadków o krzywdę swą pozywać.
Bolesław siedzący z głową zwieszoną nie widział go jeszcze; drudzy niespokojni poruszali się przez tłum ku niemu przedzierając, aby mu wystąpienie zuchwałe odradzić. Mścisław stał, nie chcąc się dać z miejsca swojego poruszyć.
Nadbiegł doń Dryja, który zdala go zobaczył i za cugle konia mu pochwycił.
— Czego stoisz! co ty tu robisz! — zapytał.
— Albo mi to stać i patrzéć nie wolno? — z uśmiechem gniewnym odparł Mścisław.
— Cóż-eś to o wszystkiém zabył i chcesz się z nim zadrzéć, aby ci prędzéj głowę zdjęto? — rzekł Dryja.
— Jako żywo! — odpowiedział Mścisław — nic nie chcę więcéj, tylko aby się mnie odartemu napatrzył do syta, aby mnie miał przed oczyma, aby przeczytał z moich oczu, że mu zemstę poprzysiągłem. Wiem, że mu tym widokiem dzień struję... Chcę mu struć choć godzinę...
I nie dał się odwieść Mścisław, owszem przybliżył do szranków tak, aby król widzieć go musiał.
Stało się jak życzył, bo głowę podniósłszy Bolesław, zobaczył męża Krysty, i wlepił weń oczy gniewne. Oba wyzywająco patrzali na siebie, król wzrok odwrócił, lecz niepokoiło go to zjawi-