Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jechali naprzód bogatsi ziemianie, żupanowie z grodów znaczniejszych, potém władyki inne i bogaci kmiecie i rycerstwo. Za innych królów bywało zwyczajem, iż przy takich zjazdach, król nie tylko ugaszczał przybyłych, ale ich rozpytywał, rozmawiał i zabawiał się z niémi, żalów słuchał, rady dawał, często żartów dopuszczał i rad był, gdy śmiejące się widział twarze.
Bolko nie miał ochoty spojrzeć nawet na swych ziemian i rycerzy, z którymi od powrotu z Kijowa srodze się zadarł a powaśnił. I teraz choć mu pokłony bito, nie skinął nawet, ani dał poznać, że je przyjmował. Jeśli się ozwał słowem to do swoich młodych ulubieńców i orszaku.
W milczeniu więc składał każdy co przywiózł, a podkomorzowie pańscy zapraszali do namiotów, pod którymi na przybranych stołach zgotowane były mięsiwa, jadła różne, miód i piwo w beczkach i kadziach.
Kto chciał i jako chciał jadł i pił, lecz, jak król nie widział swych gości, tak oni stołu pańskiego znać nie chcieli. Znaczniejsza część przesunęła się tylko przed namiotami, i chleba w nich nie rozłamawszy, na swe miejsca powracała.
Ciżba choć milczała, szmer od niéj szedł głuchy — słychać było chrzęst zbroi, koni rżenie, gwar stłumiony ludu i szelest opon, które lekki wiatr poruszał.
Około króla uroczyste panowało milczenie, dwór