Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tam ci on pan — przerwał Beńko.
— No, to do Czech, do Niemiec. Za świat! choćby do pogan na Pomorze — krzyczał Mścisław rzucając się — bylem ją miał!
— Hej! Hej! ozwał się Dryja głową kręcąc — co za dziw że król się w niéj tak rozmiłował, kiedy oto ten jeszcze za nią szaleje. Urok na cię rzuciła, ziele ci dała pić.
— Kto ją wie! Czary nie czary! pić mi ziele dała! albo ja wiem? albo ja rozumiem! mówił Mścisław gorączkowo — jedno znam że mi się śni gdy spię, że we dnie mi się przed oczyma snuje, że głos jéj w uszach słyszę, że chodzę jak skręcony.
A! wyście bo mojéj Krysty nie znali!
— To mówiąc westchnął, zakrywając sobie oczy, a Beńko ramionami potrząsł i na Dryję popatrzał, jakby mówił. — Oszalał.
— Nic innego tylko to gusła są, odezwał się głośno. — Żeby nie wiem jaką była, człekby się w nią żaden tak jak ty nie wlepił. Pamiętam ja pierwszą żonkę moją, — hej! co to była za krasa! Nikt jéj nie zrównał! Kwiateczek był co się na niego człek dmuchnąć bał, aby nie zwiądł zaraz... Miłowałem ci ją i jak żonę i jak dziecko, a jak mi przy pierwszym synu zmarła — choć mi na kilka dni jakby czarną nocą oczy zawlekło, tociem w trzy miesiące Tacianę wziął i tak pokochał jakby tamtéj na świecie nie było...