Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był w myślach zatopiony — poglądał wciąż niespokojnie w tę stronę, z któréj się przybycia Biskupa spodziewał...
Nikt téż zbolałego człowieka nie zaczepiał słowem, nie drażnił wzrokiem, bo wszyscy nad nim litość mieli.
Mrok już padł był dobry, gdy z lasu ujrzano wyjeżdżających dwu mężów, a w jednym z nich poznano Biskupa Stanka, przeciw któremu, zerwawszy się z ziemi, pospieszył zaraz Mścisław z bratankiem swym i kilką innemi.
Reszta zgromadzonych żywo wstawać i poruszać się zaczęła, gotując do wiecu, rzucając dlań jadło i rozmowy.
Młodzi podłożyli ognia, który jaśniéj znowu gorzéć zaczął, oświécając jaskrawo dąb, dolinę, gromadę zebranych ziemian, i w dali pasące się konie.
Gdy tak stali w niemém oczekiwaniu wszyscy, ukazał się Biskup zwolna idący pieszo, z twarzą swą poważną i pogodną, zamiast pozdrowienia błogosławiąc krzyżem na wsze strony. Głowy wszystkich skłoniły się z poszanowaniem.
U boku jego zajęli miejsca dwaj duchowni, a tuż przy nich stanął Mścisław.
Była chwila milczenia, w czasie któréj Biskup stanąwszy, ze złożonemi rękami, zdawał się cichą odmawiać modlitwę.
Dokoła ściskając się i starając przybliżyć, sta-