Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wyglądały, gdzie tylko się mogły umieścić. — Strojną była do zbytku, chciała być piękną i wyglądać po królewsku, choć na to się tak bardzo stroić nie potrzebowała. — Młodość jéj była pełną uroku, świeżość wdzięku, który gasił wszelką urodę niewieścią, coby z nią chciała wystąpić do walki.
Król jedną ręką spierał się na białém jéj ramieniu i z rozkoszą patrzał w czarne jéj oczy, rozjaśnione weselem dziecinném. Śmiała się jemu, światu, życiu, wszystkiemu na co patrzała, mężczyznom co przechodzili, złotym dzbanom, pochodniom i nocy pogodnéj, która oknami zaglądała. Ani wstydu, ani uczucia innego nad to roztrzpiotane wesele nie widać w niéj było. Smutnemu panu ten śmiech perłowy musiał serce zastygłe rozgrzewać.
Tuż za tą królewską parą stało kilka niewiast młodych, pięknych, strojnych, wesołych także, szepczących poufnie między sobą, śmiejących się i chichoczących ciągle, spoglądających śmiało po mężczyznach, którzy króla otaczali.
Piękne te niewiasty zdawały się dobrane, aby i wesołość pani i jéj wdzięczną twarzyczkę, jeszcze weselszą i wdzięczniejszą czyniły. Przy niéj wydawały się tak gminne, pospolite, jakby z innego pochodziły świata.
Ich srom nawet był od jéj zalotności bezwstydniejszym.