Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winien był za zasuwą i nie pokazywać nawet rodzonemu bratu...
Toćto śliczność jest, jakiéj drugiéj niema.
— Prawda! — potwierdził Zbilut gorąco — dziś na zamku ona królową, i gdzie się pokaże, królowa... Człekby za nią w ogień i w wodę skoczyć gotów!
— Król téż nie mnich — mówił pierwszy — aby sobie oczy zakrywał, gdy mu hoże liczko wpadnie do oka... Jak ją raz zobaczył, spokoju nie miał, póki znowu jéj nie widział. Mnie dziw tylko, że ją pierwszego dnia puścili z zamku! — Ile nas było wówczas, szeptaliśmy sobie — król ją weźmie. — A co za dziw? Królowa nie młoda, zajęta synkiem, a hożą taki nigdy nie była jak ta... Czy to królowi nie należy się najpiękniejsza w królestwie niewiasta, jak na wsi panu??
Mścisław zmiarkował od pierwszego razu, że król mu się coś do żony bardzo swatał, bo od niéj cały dzień nie odstał. — A i Krysta nie była od tego; co król, to król, lepiéj być królewską kochanką niż ziemianina żoną. Wywiózł ją mąż do Bużenina, toć przecie nie za światem. Pojechaliśmy w tamtą stronę na łowy, dobrawszy taką porę, kiedy pana doma nie było. — Zmiarkowali zaraz wszyscy, o co królowi szło. Byłem z nim, gdy do dworu przyciągnął, musiała żona wyjść przeciw, bo gospodarza nie było... Król się nam obozem kazał rozłożyć w podwórzu, a sam do