Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zważaliście — rzekł Borzywój — wszakci księdza z sobą miał! Ani ruszy teraz bez nich. — Ten co z nim jechał, przy biskupie jest w Krakowie. Mścisław téż teraz u biskupa pierwszy sługa, popycha go gdzie zechce.
— Jać bo mówiłem — powtórzył Zbilut — komuby taką żonkę wzięto, ten szukając ratunku, nie z biskupem a z djabłemby gotów się pokumać!
Ofuknął nań Borzywój oglądając się.
— Cichobyś był, w drodze pod noc takie licho wspominać!
— Sam sobie winien — głupi człek — dodał Ziema — nie przyszłoby do tego, żeby rozum miał...
— Cóżby mu rozum pomógł? — odezwał się drugi.
— Nie zaszkodziłby — mówił Dobrogost. — Tyś na to nie patrzał jak my, a gadasz, myśmy świadkami byli, wiemy jak sprawa szła; — nam nie tobie sądzić o tém. — Tyś jeszcze podówczas, czy w Jakuszowicach, czy w Zborowie za łaniami latał...
— A nauczcież miłościwie, jak to było? — rzekł młodszy — ciekawym.
— Naprzód głupi człek — mówił starszy — że taką śliczną, młodą żonkę, wystroiwszy jak łątkę, przywiózł na okaz na dwór królowéj, jakby mu pilno się nią pochwalić było. — Doma ją trzymać