Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nął jadąc Boleszczyców i czeladź ich, która z końmi nadciągnęła. — Dopiero gdy cała gromadka o kilka kroków odjechała, a Mścisława plecy tylko już widać było, w kupce stojących nad drogą, parsknęły śmiechy głośne, dojmujące, szyderskie.
Zdawało się, że Boleszczyce z niemi wybuchli naumyślnie, popisując się z hałaśliwą wesołością, zanosili się rozlegającemi śmiechami, jedni po drugich, i co który ustał, poczynał inny, a reszta mu wtórowała.
Jeźdźcy odjechawszy nieco gościńcem, stanęli, jakby się namyślali, czy mają upomnieć o zniewagę; słychać było głos męzki gniewny, i drugi duchownego, który hamował i uspokajał. Boleszczyce stali nieulęknieni, niewzruszeni, brali się tylko do mieczyków, poglądając po sobie, lecz po chwilce, tentent koni powolny oznajmił, że jeźdźcy daléj ciągnęli w milczeniu.
— Nieboszczyk mąż pięknéj Krysty! On sam! poznałem go zdala! — odezwał się Borzywój — On sam!
— On! on! — potwierdzili inni — ale jakże zestarzał.
— Słyszę teraz żonę dopiero kochać strasznie począł, gdy mu ją król wziął — mówił Dobrogost — rady sobie po niéj dać nie może....
— A tybyś lepszy był, gdybyś ją miał i wzięto ci ją?? — rzekł Zbilut.
Zapytany nie odpowiedział.