Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuje poza sobą nietylko władyków, ale anioły i świętych!!
— O świętych i aniołach co my tam wiémy, prości ludzie — rzekł Borzywój — dosyć tego, że ma za sobą duchowieństwo i biskupów naszych, i tych co w Rzymie są i gdzieindziéj! Wszyscy się oni za ręce trzymają. Nawet proboszcze, którym teraz żenić się zakazują, muszą iść jak żołnierze posłuszni.
— To co — odparł Zbilut — przecie ich tam lik nie tak straszny, a ludzie do boju nie wprawni... Ja mówię, przyjść do tego musi, że się z niemi wyrąbać będzie trzeba... I, czém prędzéj tém lepiéj. — Cóż to jest? król co na Rusi zwycięzcą był, na Węgrzech panem, wszędzie gdzie doszedł, rozkazywał, żeby w domu panem nie był?? Za się!!
— Czekaj! — rozśmiał się Borzywój. — Nie znasz chyba Bolka, będzie on i doma panem — byle czas miał.... Myśmy od początku jego panowania gośćmi w domu, nie było się czasu rozpatrzeć. Królowa albo namiestnicy siły nie mieli, wszystko się rozlazło i rozpuściło.... Teraz, gdy król sam na swoich śmieciskach, zrobimy porządek, zrobimy!
Zbilut w żart to obrócił.
Naprzód około żonek trzeba zrobić porządek... niech nam król zda to na ręce...
— Cha! cha! — rozśmiał się Ziema — tybyś