Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poza nim stoi dużo władyków i rycerstwa, którzy wolą księdza w rękę całować, niż królowi się pokłonić... Tym w gębie wędzidło nie smakuje, jużci im lepiéj z rąk biskupów panować, niż królewskie spełniać rozkazanie...
— Kiedyś téż z niemi się przyjdzie rozprawić — rzekł Ziema — do tego się gotuje i musi dojść. Próżno ich biskup zasłania... a i z tym biskupem.
Rozmowa ta chmurami twarze powlokła.
— Co tam o tém naprzód prawić! — odezwał się po chwili Borzywój na pół ziewając. Kto wie, co się stać może, my jedno znać powinniśmy. — Wszyscy, jako tu stojemy, Boleszczyce jesteśmy. Przezwano nas tak drużynę pańską, jakby na urągowisko, dla tego, że przy królu Bolesławie stoimy — my się chwalimy tém imieniem, żeśmy Boleszczyce, prawi słudzy jego! Znajmyż to, że gdy skinie, my za nim w ogień czy w wodę!
— W ogień i wodę! — zawołali wszyscy — a Zbilut dodał śmiejąc się:
— A jak na Biskupa skinie!
— To co? — odparł Borzywój — my swéj woli nie mamy, tylko jego, ja pójdę kędy powie.
Drudzy zmilczeli patrząc po sobie.
— E! — cicho, przebąknął Ziema — gdyby się jednak z biskupem mir złożył, lepiejby było. — Bodaj księdza nie zaczepiać. Mają oni takie siły i moc, któréj żaden król nie ma. Prawda, że król żelazny i mężny, ano i ten twardy, kamienny, bo