Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Boleszczyce tom 1 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A co było za Mieszka, gdy król szalał a baba musiała rządzić?
— Jemu téż na sile nie zbywa — odezwał się Borzywój. — Od Bolka Wielkiego pana u nas takiego, jako ten nie bywało... Drży przed nim co żyje i co żywe słuchać go musi...
— Oj! oj, — przerwał Zbilut — nie tak to wszyscy mu się korzą, a bardzo słuchają. Podczas gdyśmy w Kijowie gościli, dużo się wyprzęgło i wiele do roboty zostało, póki znowu się w ład wprowadzi. Ho! ho!
— Wszyćko się to zrobi powoli, czekaj — dodał Borzywój — początek już jest, przyjdzie koniec.
— I ja nie wątpię — rzekł Zbilut — gdyby tylko z rycerstwem było do czynienia, z ziemiany i z żonkami ich, co sobie pohulały, gdy im się na mężów czekać sprzykrzyło — dawnoby już koniec temu był — ale się biskup wdał... a to już bieda, kiedy z szablami trzeba pod próg kościelny, i z tym panem do boju, który ma za oręż laskę krzywą, co jéj nie odbić mieczem, a na głowie mitrę jak królik jaki. W kościele on téż królem.
Namarszczył się Borzywój i westchnął.
— Bodaj żeby i wszędzie po całéj ziemi oni królami być nie chcieli, a królów za namiestników swych nie trzymali. — A no z biskupem jednym radaby może łacniejsza była — mówił Dobrogost — choć i to człek twardy i uparty — gorzéj, że