Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Łoktek na łożu śmierci.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siły pokrzepić trzeba. Teraz ich dużo mieć musi.
Zbliżył się do rozmawiających Wierzynek.
— Straciliśmy ojca! — jęknął smutnie.
Nie odpowiadali mu długo.
— Ktoby tego pana nie żałował!.... — podchodząc począł spokojnie Suchywilk, którego twarz rozumna we wszystkich uszanowanie wzbudzała. — Strata to niepowetowana, aleć Bóg opatrzny dał nam godnego z lędźwi jego następcę. Ten podejmie i dokona, co tamten rozpoczął. Nie trapmy się zbytnio. Czas było znużonemu spocząć i pójść po zasłużoną nagrodę. Któryż z królów tak długo i skutecznie dla tej korony pracował? Starzy tylko pomną początki, my z ich ust o nich wiemy... Z niczego on stworzył koronę tę na kawałki rozbitą, a pomyślcie z jakimi o nią walczył mocarzami! Z liczbą, z przewagą, ze złotem, ze złością, ze sprzymierzonemi, sam, nie mając nic nad łaskę Pańską. Cudy przezeń czynił Bóg!
— Tak! — potwierdził, głowę skłaniając, Jaśko z Melsztyna — a tem trudniejsze zostawił dziecku dzieło na wpół dokonane, gdy pamięć trwa, ile uczynił i nadzieja z nią, ile dopełnić syn musi. Ani się dziwować,