wśród bomb ginących twarze
złuszczył je ból jak belki łuszczy płomień w pożarze
ziemia i pułki butów
dnie stojące na płytkich okopach
mitraljez kaszle i świsty
na ogniach nocny popas
niebo ogniste
miasto mdlejące przestrzeń która rzęzi
armaty rozpalone rwące się z uwięzi
w ogniach nicość
nagle odmęt białawy zawrzał w głos zanucił
jesteśmy pod lublinem który zorzą płonie
dzień dzisiejszy powrócił
powrócił jak syn marnotrawny
ucałujmy jego skronie
bo gdzie spojrzeć jak dawniej
budynki w oddaleniu lśniące
a tu o milę od murów
za trzciną i sitowiem zagubią się słońce
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł
czas
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
wizje nie nasycają są zawiłym haftem
czy z tego alfabetu co będzie odczytam
pocóż czytać i tak wiem chyba to jest prawdą
pytania odpowiedzi brzmią jak odpowiedzi pytań
Strona:PL Józef Czechowicz-Dzień jak codzień 37.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.