Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA VII.
BRUNON, (po chwili) RÓZIA, DOROTA (wchodzą z prawej strony; Dorota ze szklanką wody na tacy, którą oddaje Rózi, mającej chusteczkę przewiązaną na krzyż na piersiach, jak noszą służące; obie chichocą się, Dorota popycha zlekka Rózię, która zbliża się z tacą na przód sceny).
BRUNON.

A więc do tego już doszło! o! za pozwoleniem moi państwo, nie tryumfujcie przed czasem... rozchodzą się jeszcze i od ołtarza (spostrzegając Rózię). A! przecie... (nie biorąc wody, przygląda się Rózi) No, i ten waryat chciał mnie zmusić, żebym rejterował z domu, w którym takie ananasiki usługują gościom... jeszcze czego! (zbliża się do Rózi) Cóż to za śliczny buziaczek... a co za oczy!... Jak ci na imię, aniołku? (chce ją wziąć za policzek. Rózia przerażona upuszcza tacę z krzykiem i zasłania oczy).

DOROTA (rzucając się ku niemu).

O ho, hola! za pozwoleniem, a to co za konfidencye!

BRUNON.

Przedewszystkiem moja woda! dajcież drugą szklankę, bo nie wytrzymam.

DOROTA.

Ja panu dam wody! co pan sobie rozumiesz? czy pan wiesz, coś pan zrobił?

BRUNON.

Ja?... nic nie zrobiłem, boście mi nie dały... i nie pojmuję, co asani chcesz odemnie; czy tu u was nie wolno pogłaskać ładnej dziewczyny? cóżto za dzikie zwyczaje?