Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BRUNON.

Chcę przedewszystkiem wyplątać cię z sieci, w jakie cię uwikłano.

STEFAN.

Dobrze! więc dowiedz się, że dziś oświadczyłem się, i zrobiono mi ten zaszczyt, że mnie przyjęto.

BRUNON (z wybuchem).

Dzieciaku!

STEFAN.

Kocham ją nad wszystko w świecie, i żyćbym bez niej nie mógł. To moje ostatnie i stanowcze słowo.

BRUNON.

A to go haniebnie złapali!

STEFAN.

Proszę się miarkować w słowach. Od dziś ten dom jest moim domem, i mnie dotykasz, ubliżając tym, których szanuję i czczę. (porywając jego rękę) Odjedziesz, wszak prawda?

BRUNON (oglądając się).

Czy tu niema studni, czy co, że nie mogę doczekać się tej wody? wartoby, żebyś i ty się napił.

STEFAN.

Więc trwasz w swoim uporze? mniejsza o to. Odchodzę do mojej narzeczonej i postaram się, aby cię nie przyjęto. Rób co chcesz, ale w każdym razie mam cię za człowieka zbyt dobrze wychowanego, abyś się dopuścił kroku, któregobyś się później rumienił (wychodzi na lewo).