Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STEFAN.

Po dziadku, a raczej po wuju, który je miał pod dożywociem.

KAROLINA.

Pan często tam bywasz?

STEFAN.

Nie bardzo... zwłaszcza, że nie mieszka jeszcze stale. Ale te pytania zdają się mieć jakiś cel, którego nie mogę się domyśleć.

KAROLINA.

Miałam jedno życzenie, to jest prośbę do pana, którą, jak teraz widzę, trudniej mi będzie wypowiedzieć, niż myślałam.

STEFAN (gorąco).

Aż prośbę?... dosyćby było życzenia... wątpię, żeby było tego rodzaju, abym nie mógł go spełnić. (Rózia wstaje z palcem na ustach, wskazując na dziadka, który zaczyna drzemać).

RADOMIROWA (do męża).

Jesteś śpiący, kochaneczku?

RADOMIR.

Troszeczkę.

RADOMIROWA (do Izydory).

Moja Izydorciu...

IZYDORA (idąc do Radomira).

Jegomość nie powinieneś się tak rozsypiać po krzesłach... nie lepiej to, wstawszy od stołu, odrazu położyć się na swojej sofce? tak niezdrowo.