Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KOCIUBA.

I, co mi to za osobliwość pan Tolicki.

DOROTA.

Proszę! a cóżeś ty chciał lepszego?... chłopiec jak malowanie, patrzy w nią jak w święty obrazek, i pieniędzy ma pełne kieszenie... Nasza Karolcia będzie sobie panią całą gębą.

KOCIUBA.

O jej! i u nas było kiedyś państwo całą gębą, a jeżeli teraz cienko, to każdy wié dlaczego...

DOROTA.

Zawsze ja powiadam, że uklęknąć i Panu Bogu podziękować... Ot, szkoda tylko, że ojciec i matka nie doczekali onej pociechy.

KOCIUBA.

Ba! żebyto oni byli żyli, nie bylibyśmy w takiej poniewierce, inaczejbyśmy śpiewali... hej! hej! mój Boże... jakbym na nich patrzał... ciągle ich mam przed oczami, chociaż to już temu kilkanaście lat. (po chwili) Zdaje mi się, że to jakoś dziś czy jutro będzie rocznica tego sądnego dnia, jak...

DOROTA.

Cicho! cicho! Jezus Marya... niech cię ręka Boska broni, żebyś się z tem odezwał przy starszem państwu... proś Boga, żeby zapomnieli.

KOCIUBA.

Nie zapomną oni i tak, póki żyć będą.

DOROTA.

Oj, że nie zapomną, to nie zapomną, zapewne — ale Pan Bóg się opiekuje sierotami... Starsza znalazła już swo-