Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciół powierzyć. Bez mojéj wiedzy, obaj starzy przedsięwzięli drobiazgowe ostrożności, by mnie zabezpieczyć od wybryków młodemu wiekowi grożących. Pensyą moję obliczono ściśle wedle istotnych potrzeb życia i pobierać ją miałem nie inaczéj, jak za okazaniem kwitów z kwartalnych wpisów w szkole medycznéj. Ta nieufność, dosyć ubliżająca, upozorowaną była względami porządku i rachunkowości. Ojciec mój zresztą okazał się szczodrym w łożeniu na koszta nauki i na rozrywki paryzkiego życia. Przyjaciel jego, kontent, że stanie się przewodnikiem młodego człowieka po tym labiryncie, jaki się przede-mną otwierał, należał do rzędu tych ludzi, którzy uczucia swe klasyfikują z równą skrzętnością, z jaką porządkują papiery. Spojrzawszy w swój dziennik, mógł każdéj chwili powiedziéć, co w roku zeszłym, w danym miesiącu, dniu i godzinie robił. Życie było dla niego rodzajem przedsiębierstwa, którego księgi systematycznie prowadził. Zresztą był-to człowiek zasłużony, ale przebiegły i podejrzliwy. Umiał on zawsze wynaleźć jakieś napozór słuszne przyczyny, któremi usprawiedliwiał przedsięwzięte względem mnie ostrożności; kupował mi książki, opłacał nauki, słowem czuwał nad wszystkiém. Zapragnąłem uczyć się konnéj jazdy; poczciwiec ten wywiedział się o najlepszéj ujeżdżalni, sam mnie do niéj zaprowadził i uprzedzając moje chęci dał mi do rozporządzenia konia na dni świąteczne. Mimo tych drobnych podstępów, które zresztą w razie potrzeby wniwecz obracać umiałem, był on dla mnie drugim ojcem. — Mój kochany — rzekł raz do mnie, poznawszy, iż potargam cugle, jeżeli mi ich nie popuści — młodzi ludzie popełniają często szaleństwa, wynikające z ich niedoświadczenia i burzącéj się krwi jeszcze nieostudzonéj, i tobie się to zdarzyć może; a gdyby ci brakło pieniędzy — przyjdź do mnie. Niegdyś ojciec twój zobowiązał mnie w ten sposób, pamiętam o tém i znajdę zawsze kilka dukatów na twoje usługi; tylko nie kłam nigdy, nie wstydź się wyznać mi swoich błędów; i ja byłem młodym; porozumiemy się, jak dobrzy koledzy. — Ojciec ulokował mnie w zacnym domu mieszczańskim, gdzie miałem dość porządny pokoik. Ten przedsmak niezależności, dobroć ojca, poświęcenia, jakie się zdawał dla mnie robić, nie bardzo mnie ucieszyły. Być może, iż trzeba wprzód użyć wolności, aby ją ocenić. Co do mnie zaś, wspomnienia swobodnego dzieciństwa zatarły się pod surowym kolegialnym rygorem, z którego choć wyzwolony, nie otrząsnąłem się jeszcze; przestrogi i zalecenia ojca wkładały na mnie nowe obowiązki, a Paryż był dla mnie zagadką; bo w Paryżu można się bawić dopiéro wtedy, gdy się jest w jego przyjemności wtajemniczonym. Nie widziałem więc żadnéj zmiany w mojém położeniu, z wyjątkiem téj chyba, iż nowe moje liceum było obszerniejsze i zwało się szkołą medyczną. Wsze-