Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapal pan świecę, kapitanie Bluteau — rzekł Benassis pomagając Jasiowi w rozbieraniu się z grubych łachmanów.
Gdy w izbie jasno się zrobiło, Genestas mógł zauważyć nadzwyczajną chudość chłopca, na którym już nic prócz skóry i kości nie było. Benassis opukał mu piersi, przysłuchując się uważnie złowrogim odgłosom, jakie się z niéj pod jego palcami wydobywały, poczém okrył Jasia kołdrą i odstąpiwszy parę kroków badawczo się w niego wpatrywał.
— Jakże się czujesz teraz, moje dziecko? — zapytał.
— Dobrze, proszę pana.
Benassis przysunął do łóżka stolik na czterech toczonych nogach, poszukał na kominku szklanki i flaszeczki i przyrządził jakiś napój domieszawszy do wody kilka kropel brunatnéj cieczy, którą z flaszeczki starannie przy świecy odmierzył.
— Twoja matka coś długo nie wraca.
— Już idzie, proszę pana, słyszę ją na ścieżce.
Lekarz i kapitan czekali rozglądając się po izbie. U stóp łóżka leżało posłanie z mchu, na którém matka Jasia zapewne w ubraniu sypiała. Genestas wskazał je palcem Benassisowi, a ten zlekka pochylił głowę jakby na znak, że i on także zauważył i ocenił ten objaw macierzyńskiego poświęcenia. Wtém na podwórku dały się słyszéć ciężkie stąpania i lekarz wyszedł z izby.
— Trzeba będzie pilnować Jasia téj nocy, matko Colas. Gdyby się skarżył na duszność, dacie mu pić z téj szklanki, co stoi na stoliczku. Uważajcie tylko, aby pił niewiele. Szklanka powinna mu na całą noc wystarczyć. Nie ruszajcie zwłaszcza flaszeczki, i przedewszystkiém odmieńcie mu bieliznę; cały jest w potach.
— Nie mogłam mu uprać koszul dzisiaj, kochany paneczku; musiałam zanieść konopie do Grenobli, bo mi trzeba było pieniędzy.
— No! to przyślę wam koszulę.
— Więc jemu gorzéj, robaczkowi? — zapytała kobieta.
— Nie spodziewajcie się nic dobrego, moja matko! Popełnił wielką niedorzeczność śpiewając, ale nie gniewajcie się na niego. Gdyby się bardzo w nocy skarżył, przyślijcie po mnie sąsiadkę. Do widzenia.
Lekarz przywołał swego towarzysza i poszli ścieżką napowrót.
— Ten chłopiec ma suchoty? — zapytał komendant.
— Niestety! tak. Jeżeli natura cudu nie dokaże, nauka go nie uratuje. Profesorowie szkoły medycznéj w Paryżu mówili nam często o zjawisku, którego pan byłeś świadkiem. Pewne choroby tego rodzaju sprowadzają w organach głosowych zmiany, których skutkiem jest krótkotrwały dar śpiewania z taką doskonałością, jakiéj żaden wirtuoz dorównać nie jest w stanie. Smutny dzień