Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom V 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nazywam się Piotr Bluteau — odparł Genestas — a jestem kapitanem w Grenobli.
— Bardzo mi przyjemnie. A teraz, czy pan zechcesz pójść za przykładem pana Gravier, który codziennie rano, po śniadaniu towarzyszył mi w moich wycieczkach po okolicy? Prawdopodobnie zajęcia moje jako tak pospolite nie przypadną panu do smaku. Przytém nie jesteś pan ani merem, ani właścicielem ziemskim, i w moim kantonie nie zobaczysz nic takiego, czegobyś w innych nie widział, wszystkie chaty są do siebie podobne; ale z drugiéj strony odetchniesz pan świeżém powietrzem i nadasz jakiś cel przechadzce.
— Z największą ochotą przyjmuję ten projekt. Nie śmiałem go poddać, bojąc się być panu natrętnym.
Po téj rozmowie Benassis zaprowadził gościa, którego pomimo nadanego sobie z umysłu pseudonimu, zawsze Genestasem nazywać będziemy, do przygotowanego dlań na piętrze po nad salonem pokoju.
— No — rzekł Benassis — Jacenta napaliła panu w piecu. To dobrze. Jeżeli czego brakować będzie, sznurek od dzwonka wisi tu w głowach łóżka.
— Nie sądzę, aby mi czegokolwiek zabraknąć mogło — zawołał Genestas. — Ba! nawet i róg do butów tu leży. Trzeba być starym szeregowcem, by wartość tego sprzętu należycie ocenić. Na wojnie, panie łaskawy, przewróciłoby się nieraz o niego cały dom do góry nogami. Zdarza się po kilku marszach, a zwłaszcza po utarczce, że noga spuchnie w wilgotném obuwiu i ani rusz. To téż często sypiałem w butach. Gdy się jest samym, to jakoś jeszcze pół biedy.
Komendant, mówiąc to, mrugnął oczami, by nadać wyrazom swym jakieś dwuznaczne znaczenie, poczém rozejrzał się nie bez zdziwienia po pokoju urządzonym wygodnie, czysto, bogato prawie.
— Co za zbytek! — wymówił — musisz pan mieszkać wspaniale.
— Pójdź pan zobaczyć — rzekł doktór. — Jestem pana sąsiadem. Schody nas tylko dzielą.
Genestas zdumiał się, gdy wszedłszy do pokoju lekarza, zobaczył ściany nagie, żółtawym w brunatne róże papierem pokryte, którego barwa w wielu miejscach już wybladłą była. Łóżko żelazne, z gruba pokostowane, wyglądało jak szpitalne. U stóp jego rozścielał się wązki, lichy dywanik, a w górze sterczała drewniana strzała, z któréj spadały firanki z popielatego perkalu. W głowach stał nocny stoliczek o czterech nogach. Prócz tego trzy krze-