Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A teraz między nami kwestya tak się stawia. Czy przedstawiam panu dostateczną gwarancyą na summę, którą chciałbym pożyczyć.
— Słusznie.
Turkot fiakra, zatrzymującego się przed domem, rozległ się w pokoju.
— Idę i przedstawię panu coś, co cię zadowolni — zawołał wychodząc młody człowiek.
— O mój synu — zawołał Gobseck, powstając i wyciągając do mnie ramiona, skoro hrabia wyszedł z pokoju — jeśli ten człowiek ma jakie fanty, uratowałeś mu życie. Ja-bym tego nie przeżył. Werbrust i Gigonnet myśleli, że mnie podejdą, dzięki tobie, dopieroż będę się z nich śmiał dziś wieczór.
Radość starca miała coś przerażającego. Była-to jedyna chwila wylania, jaką miał ze mną. Pomimo że ta radość tak krótko trwała, nie wyjdzie ona nigdy z mojéj pamięci.
— Zrób mi tę przyjemność i zostań tutaj — dodał — bo chociaż jestem uzbrojony i pewny mojéj ręki, jak człowiek, który polował na tygrysa i bił się na pokładzie okrętu, kiedy trzeba było zwyciężyć lub umrzéć, jednak nie dowierzam temu wykwintnemu łotrowi.
Usiadł znowu na swoim fotelu przed biurkiem. Twarz jego stała się znowu bladą i spokojną,
— Ho! ho! — wyrzekł zwracając się do mnie — ujrzysz zapewne tę piękną kobietę, o któréj ci niegdyś mówiłem, słyszę w korytarzu krok arystokratyczny.
Rzeczywiście młody człowiek powrócił, prowadząc kobietę, w któréj poznałem odrazu tę hrabinę, któréj pokój i osobę odmalował mi niegdyś Gobseck. Była-to jedna z córek ojca Goriot. Hrabina nie dostrzegła mnie zrazu. Stałem we framudze okna wyglądając na ulicę. Wchodząc do wilgotnego i ciemnego pokoju lichwiarza, rzuciła niespokojne wejrzenie na Maksyma. Była tak piękną, że pomimo błędów, wzbudziła we mnie litość. Jakiś straszny niepokój uciskał jéj piersi. Rysy dumne i szlachetne miały konwulsyjny wyraz źle pokryty. Ten młody człowiek stał się widocznie jéj złym duchem. Podziwiałem Gobsecka, który cztery lata temu za pierwszym wyrazem zrozumiał przeznaczenie tych dwojga ludzi.
— Prawdopodobnie — powiedziałem sobie — ten potwór z anielską twarzą rządzi nią za pomocą wszystkich sprężyn miłości własnéj, zazdrości, rozkoszy, światowéj próżności.
— Tak — zawołała wice-hrabina — nawet cnoty téj kobiety stały się bronią przeciwko niéj. On wyciskał jéj łzy poświęcenia, potrafił wyegzaltować szlachetność wrodzoną naszéj płci, nadużywał jéj miłości i sprzedawał jéj drogo zbrodnicze rozkosze.