Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bierz pan i idź ztąd — wyrzekła.
Zamieniliśmy dwie wartości, i wyszedłem kłaniając jéj się. Brylant wart był dla mnie z tysiąc dwieście franków. Na dziedzińcu spotkałem chmarę służących, którzy czyścili sobie liberyą, buty i myli świetne powozy.
— Otóż to, pomyślałem, co sprowadza do nas tych ludzi, co ich popycha do upozorowanéj kradzieży milionów, do zdrady kraju. Ażeby nie zabłocić się, chodząc piechotą, wielki pan raz porządnie wykąpie się w błocie.
W téj chwili otwierano bramę wjazdową; kabryoletem wjechał na dziedziniec młody człowiek, który mi przywiózł weksel hrabiny.
— Panie — rzekłem do niego, skoro wysiadł — oto dwieście franków, proszę oddać je ode mnie pani hrabinie i powiedziéć jéj, że zachowam na jéj rozkazy fant, jaki mi dała dziś rano.
Wziął dwieście franków i uśmiechnął się szyderczo, jakby mówił: — „Ach! zapłaciła, tém lepiéj“.
Wyczytałem na jego twarzy przyszłość hrabiny. Ten ładny, jasnowłosy panicz, zimny szuler bez serca, zrujnuje się, zrujnuje ją, zrujnuje jéj męża, zrujnuje jéj dzieci, pochłonie ich posag i sprawi więcéj nieszczęść w salonach, niż baterya moździerzy w szeregach pułku.
Poszedłem na ulicę Montmartre, do panny Jenny, aż na piąte piętro, po bardzo stromych wschodach, do apartamentu złożonego z dwóch pokojów, gdzie wszystko było tak czyste, jak nowy dukat. Nie spostrzegłem najmniejszego śladu kurzu na meblach pierwszego pokoju, gdzie mnie przyjęła panna Jenny, istna Paryżanka; była skromnie ubrana, ale głowa jéj pełna była elegancyi i wdzięku, ciemne kasztanowate włosy, gładko zaczesane, odwrócone na skroniach dodawały uroku i filuternego wyrazu dwom błękitnym źrenicom, przejrzystym jak kryształ. Światło lekko przyćmione muślinowemi firankami rozwieszonemi w oknach, padało na jéj skromną i łagodną twarz. Wkoło niéj leżało pełno kawałków płótna i ztąd poznałem jéj zajęcie, krajała bieliznę. Zdawała mi się podobną do ducha samotności. Pokazałem jéj weksel i powiedziałem, że rano nie zastałem jéj w domu.
— Ależ — zawołała — pieniądze były u odźwiernego.
Udałem, że nie słyszę.
— Panienka, jak widzę, rano wychodzi?
— Wychodzę rzadko — odparła — przecież, kiedy się pracuje w nocy, trzeba się czasem wykąpać.
Spojrzałem na nią i odrazu odgadłem wszystko. Była-to dziewczyna skazana na pracę, a która należała zapewne do jakiéj zacnéj rodziny dzierżawców, bo dostrzegłem na jéj twarzy kilka pie-