Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

salonów arystokratycznego przedmieścia. Kilka dni temu spotkawszy na balu Kamillę, rzekł do niéj wskazując hrabiego:
— Jaka szkoda, że ten chłopiec nie posiada kilku milionów, nie prawdaż?
— Alboż-to nieszczęście? — odparła — ja sądzę przeciwnie. Pan de Restaud ma wielkie zdolności, jest wykształcony i dobrze bardzo widziany od ministra, przy którym go umieszczono. Nie wątpię, iż wyjdzie na znakomitego człowieka. Ten chłopiec znajdzie fortunę, jakiéj tylko zażąda w dniu, kiedy dojdzie do władzy.
— Tak, ale gdyby już był bogatym.
— Gdyby już był bogatym, wszystkie panny, które są tutaj — odparła Kamilla rumieniąc się i wskazując kontredansowe pary — wyrywałyby go sobie.
— I wówczas — wyrzekł adwokat — nie byłabyś pani tą jedną, na którą zwraca oczy. Oto powód twoich rumieńców. On ci się podoba, wszak tak, pani, nie zapieraj się.
Kamilla powstała gwałtownie.
— Kocha go — pomyślał Derville.
Od tego dnia Kamilla miała nadzwyczajne względy dla adwokata, bo zrozumiała, że on pochwala jéj miłość dla Ernesta de Restaud. Do téj chwili chociaż znała powody wdzięczności swojéj rodziny dla Dervilla, okazywała mu więcéj grzeczności niż przyjaźni, a obejście jéj i sposób mówienia zaznaczyły różnicę położenia społecznego, jaka pomiędzy niemi istniała. Wdzięczność jest-to spuścizna, którą dzieci przyjmują zwykle z dobrodziejstwem inwentarza.

— Ta historya — wyrzekł Derville po chwili przerwy — przypomina mi jedyne romansowe wypadki w mojém życiu. Śmiejecie się państwo, widzę to, słysząc, jak adwokat mówi o romansach! Ale ja także miałem jak każdy inny lat dwadzieścia pięć, a w tym wieku widziałem już wiele dziwnych rzeczy. Na początek będę państwu mówił o osobistości, któréj znać nie możecie. Osobistością tą jest lichwiarz. Wyobraźcie sobie: twarz bladą i i[1] białawą, którą chciałbym za pozwoleniem Akademii nazwać księżycową, mój lichwiarz podobnym był do srebra, z którego spełzło złocenie. Włosy przystawały mu płasko do czaszki, siwe, gładko przyczesane, miały kolor popielaty. Rysy jego nieruchome, jak rysy księcia de Talleyrand, zdawały się ulane z bronzu. Oczy jego żółte, jak oczy kuny były bez rzęsów i lękały się światła, to téż daszek staréj czapki bronił ich zwykle od niego. Nos śpiczasty był tak cienko zakończony i dziobaty, iż można go było przyrównać do świdra. Usta wązkie i blade przypominały alchemików i starców malowanych przez Rembrandta lub Metzu. Człowiek ten mówił cicho, słodkim głosem i nie unosił się nigdy. Wiek jego stanowił istny problemat; nie można było

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — powtórzone i.