Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żal było patrzéć na nią. Biedna kobieta! leżała z dzieckiem na jedném łóżku, a oboje walczą ze śmiercią.
— Pani — powiedziała mi, zdejmując z palca złotą obrączkę — oto wszystko, co posiadam, weź to jako zapłatę, to ci wystarczy, bo zapewne tu długo nie zagoszczę. Biedne dziecię! umrzemy razem — dodała, patrząc na nią.
Wzięłam jej obrączkę i spytałam o nazwisko... Nie chciała mi odpowiedziéć. Posłałam po doktora i po mera.
— Daj jéj pani — zawołała margrabina — pomoc, jaka tylko może jéj być potrzebną. Boże! kto wie, czy nie da się jéj ocalić jeszcze. Biorę na siebie wszystkie wydatki.
— Ach! pani, ona zdaje się tak dumna; nie wiem prawdziwie, czy zechce co przyjąć.
— Pójdę do niéj.
Margrabina natychmiast poszła do nieznajoméj, nie zastanawiając się nad wrażeniem, jakie sprawić mogła na choréj, będąc jeszcze w żałobie. Na widok umierającéj pobladła. Pomimo strasznych cierpień, jakie zmieniły piękną twarz Heleny, poznała najstarszą córkę.
Na widok kobiety czarno ubranéj Helena podniosła się, krzyknęła przerażona i opadła na łóżko, poznając w téj kobiecie swoję matkę.
— Moja córko — zawołała pani d’Aiglemont — co ci potrzeba? Paulino! Moino!
— Nic mi już nie potrzeba — odparła słabym głosem Helena — Miałam nadzieję ujrzéć jeszcze ojca, ale ta żałoba pokazuje mi...
Nie dokończyła; przycisnęła dziecię do serca, jak gdyby je rozgrzać chciała, pocałowała je i rzuciła matce spojrzenie, w którém pomimo przebaczenia widać było jeszcze wymówkę.
Margrabina nie chciała widziéć téj wymówki, zapomniała, że Helena była dziecięciem poczętém wśród łez i rozpaczy, dziecięciem obowiązku, dziecięciem, które było powodem jéj największych cierpień, ona zbliżyła się łagodnie do najstarszéj córki, pamiętając to tylko, że pierwsza Helena dała jéj niegdyś poznać słodycze macierzyństwa. Oczy matki były łez pełne i ściskając córkę zawołała:
— Heleno! — moje dziecię.
Helena milczała; odebrała ostatnie tchnienie swego dziecka...
W téj chwili Moina, Paulina, właścicielka hotelu i doktór nadeszli. Margrabina trzymała w swoich stygnącą rękę córki i patrzyła na nią z prawdziwą rozpaczą.
Doprowadzona do ostateczności wdowa korsarza, która z rozbicia zdołała ocalić jedynie najmłodsze dziecię, rzekła do matki okropnym głosem: