Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypadkiem dowiedzą się przyczyny swego zabójczego głupstwa, mówią spokojnie:
— Nic o tém nie wiedziałem.
Jedném słowem był-to uczciwy rejent, który w życiu dostrzegał jedynie akty. U dyplomaty była wówczas pani d’Aiglemont. Generał oddalił się grzecznie przed końcem obiadu, ażeby zaprowadzić swoje dzieci do bulwarowego teatru Ambigu Comique albo Gaité, bo chociaż melodramy podbudzają czułość do zbytku w Paryżu, uważają je za widowisko stosowne i właściwe dla dzieci, ponieważ niewinność zawsze w nich tryumf odnosi. Ojciec poszedł więc nie czekając wetów, bo córka i syn męczyli go bardzo o pośpiech, lękając się spóźnić.
Rejent nieporuszony, niezdolny zapytać samego siebie, dlaczego pani d’Aiglemont posyłała do teatru męża i dzieci, a sama z niemi nie jechała, był od końca obiadu jak przyszrubowany do swego krzesła. Rozmowa przedłużyła się przy wetach i służba spóźniała się z kawą. Te drobne wypadki pożerały zapewne czas drogi i przejmowały niecierpliwością piękną kobietę. Można ją było przyrównać do owego rumaka drżącego do biegu. Rejent, który się nie znał ani na koniach ani na kobietach, znajdował poprostu margrabinę bardzo żywą i niespokojnego usposobienia. Uszczęśliwiony, że się znajduje w towarzystwie modnéj kobiety i sławnego w polityce człowieka, rejent chorował na dowcip, brał za zachętę przymuszony uśmiech margrabiny, którą strasznie niecierpliwił, i prawił daléj. Już parę razy pan domu wraz ze swoją towarzyszką zachowywał długie milczenie, kiedy rejent spodziewał się odpowiedzi pochwalnéj; ale w czasie tych znaczących przerw, on spoglądał na ogień i szukał w myśli dalszych anegdot do opowiadania.
Potém dyplomata próbował spojrzéć na zegarek. Wreszcie piękna kobieta włożyła kapelusz jakby do wyjścia, a nie wychodziła. Rejent nic nie wiedział i nic nie słyszał; był zachwycony sam sobą i pewien, że to on tak zainteresował margrabinę, iż zamiast odjeżdżać zostawała, mówił sobie w duchu: „Z pewnością ta kobieta zostanie moją klientką“.
Margrabina stała, kładła rękawiczki, łamała sobie palce i spoglądała koleją na Vandenessa, równie jak ona niecierpliwego, i na rejenta, który zatrzymywał się nad każdym swoim mniemanym dowcipem. Za każdą taką chwilą młoda para oddychała, jakby mówiła sobie: „Wreszcie on sobie pójdzie“. Ale nie. Był-to rodzaj zmory, która musiała w końcu rozdrażnić dwie namiętne istoty i doprowadzić je do jakiéj niegrzeczności. Rejent działał na nich jak wąż na ptaki.
W pośrodku opowiadania o nikczemnych sposobach, za pomocą