Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W piękny poranek wiosenny, w chwili kiedy słońce podnosiło wszystkie piękności krajobrazu, spoglądałem na nie oparty na grubym jaworze. I widząc ten pyszny i bogaty obraz pomyślałem z goryczą o pogardzie, jaką mamy nawet w książkach naszych dla własnego kraju. I przeklinałem tych biednych bogaczów, którzy nie ceniąc naszéj pięknéj Francyi, kupują za złoto prawo pogardzania swoją ojczyzną, przebiegają galopem i admirują przez lornetę widoki Włoch tak już spospolitowane.
Spoglądałem z miłością na Paryż nowożytny i marzyłem, kiedy niespodzianie odgłos pocałunku przerwał moję samotność i spłoszył filozoficzne dumania.
W alei ciągnącéj się na szczycie wzgórza, pod którém płynie woda, spoglądając ku mostowi Gobelinów, dostrzegłem kobietę ubraną z wykwintną prostotą, która wydała mi się jeszcze dość młodą i któréj łagodna twarz zdawała się odbijać wesołą szczęśliwość krajobrazu. Piękny młody człowiek stawiał właśnie na ziemię najśliczniejszego chłopczyka, jakiego wymarzyć można, tak iż nie mogłem odgadnąć, czy pocałunek, jaki dosłyszałem, dany był matce, czy dziecku.
Jednakże myśl czułości pełna widniała w oczach, w ruchach, w uśmiechu dwojga młodych. Zapletli ramiona z taką radosną szybkością i zbliżyli się do siebie z tak doskonałą harmonią ruchów, iż zupełnie sobą zajęci nie dostrzegli mojéj obecności.
Ale drugie dziecko niechętne, zadąsane i odwrócone do nich plecami rzucało na mnie spojrzenia nacechowane zdumiewającym wyrazem. W czasie gdy jéj braciszek biegał tu i owdzie, to wyprzedzając młodą parę, to pozostając w tyle; to dziecko równie piękne, równie wdzięczne jak tamto, ale delikatniejszych kształtów, pozostało milczące i nieruchome w postawie uśpionego węża. Była-to dziewczynka.
Przechadzka pięknéj kobiety i jéj towarzysza miała coś machinalnego. Przebiegali jedynie małą odległość zawartą pomiędzy mostem i powozem stojącym na skręcie bulwaru. Gdzie szli, to nie zajmowało ich wcale, byli oboje zatopieni w sobie, tylko zatrzymywali się, spoglądali na siebie, śmieli się stosownie do rozmowy, jaką prowadzili, słabnącéj, szalonéj lub poważnéj.
Ukryty za jaworem, zachwycałem się tą rozkoszną sceną i byłbym zapewne uszanował jéj tajemnicę, gdybym nie spostrzegł na twarzy małéj dziewczynki śladów głębszéj myśli, niżeli wiek jéj zdawał się na to pozwalać.
Kiedy jéj matka wraz z młodym człowiekiem odwracała się doszedłszy do niéj, często pochylała głowę podstępnie i rzucała tak na nich jak na brata przelotne a zadziwiające spojrzenie. Nic nie mo-