Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani — odparł Vandenesse głosem łagodnym ale wzruszonym bardzo — dusza i ciało są silnie związane. Gdybyś była szczęśliwa, byłabyś młodą i czerstwą. Dlaczego nie chcesz przyjąć od miłości tego, co ci miłość odjęła? Sądzisz, że życie twoje jest skończone w chwili, kiedy się ono zaledwie zaczyna. Powierz się staraniom przyjaciela. Tak błogo jest być kochaną.
— Jestem już starą — wyrzekła — nicby mnie nie usprawiedliwiało, gdybym zrzekła się cierpienia. Trzeba kochać, mówisz pan, a więc ja kochać ani mogę anim powinna. Oprócz pana, co swoją przyjaźnią osładzasz mi życie, nikt mi się nie podoba, nikt nie mógłby zatrzéć moich wspomnień. Mogę przyjąć przyjaciela, odrzuciłabym kochanka. A potém, czyżby to było wspaniałomyślnie z mojej strony dawać zwiędłe serce w zamian za młode, podbudzać złudzenia, którychbym nie mogła podzielać; obdarzać szczęściem, w którebym nie wierzyła lub zawsze lękała się utracić? Odpowiadałabym może samolubstwem na czyje poświęcenie, ja obrachowywałabym w czasie, kiedyby on czuł tylko; moja pamięć obrażałaby żywość jego rozkoszy. Nie, pierwsza miłość zastąpioną być nie może nigdy. A wreszcie, któżby mógł za taką cenę pożądać mego serca?
Te słowa nacechowane okropną zalotnością były niejako ostatnią obroną jéj rozsądku. „Jeśli się zrazi, pozostanę samotną i wierną wspomnieniu“. Ta myśl przyszła do głowy pani d’Aiglemont i była tą zbyt słabą gałązką wierzbiny, któréj chwyta się człowiek tonący, zanim go prąd pochwyci. Usłyszawszy ten wyrok Vandenesse zadrżał mimowolnie, i to zrobiło silniejsze wrażenie na margrabinie niż wszystkie jego dawne starania. Kobiety najwięcéj są wzruszone, gdy spotykają w mężczyźnie te wdzięczne subtelności, te wytworne uczucia, które zwykle są ich samych wyłącznym udziałem. Dla nich wdzięk i subtelność są oznaką prawdy. Drżenie Karola świadczyło o prawdziwéj miłości. Mierzyła jéj siłę siłą cierpienia. Młody człowiek wyrzekł z pozorem chłodu:
— Może masz pani słuszność; nowa miłość, nowa zgryzota.
Potém zmienił rozmowę i mówił o rzeczach obojętnych, ale był widocznie wzruszony i spoglądał na panią d’Aiglemont z palącą uwagą, jak gdyby widział ją raz ostatni. Wreszcie odszedł, a oddalając się, wyrzekł niepewnym głosem:
— Żegnam panią.
— Do zobaczenia — odparła z subtelną zalotnością, będącą tylko udziałem kobiet wyborowych.
Nie odpowiedział na to nic i wyszedł.
Kiedy Karola już nie było; kiedy ujrzała puste miejsce przed chwilą przez niego zajęte: uczuła żal wielki i czyniła sobie tysiąc