Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To straszne życie skreślone w kilku słowach i dopełnione załamaniem rąk, ta silna boleść w téj wątłéj istocie, te przepaści w tak pięknéj głowie a wreszcie ten smutek, te łzy, te cztery lata żałoby oczarowały Vandenessa; pozostał milczący i uczuł się małym wobec téj wielkiéj i szlachetnéj kobiety; przestał widziéć jéj wytworną piękność, widział tylko jéj niepospolitą duszę. Spotykał wreszcie tę idealną istotę tak fantastycznie wymarzoną, pożądaną tak gwałtownie przez tych wszystkich, co chcieliby życie zamknąć w namiętności, co szukają jéj gorączkowo i umierają często nie używszy skarbów szczęścia, o jakich śnili.
Słysząc te słowa, spoglądając na tę wzniosłą piękność Karol zawstydził się swoich nikczemnych myśli. Czuł się bezsilnym, nie był w stanie dostroić się do wysokości téj sceny tak prostej i tak wzniosłéj razem, i potrafił tylko odpowiedziéć komunałami o losie kobiety.
— Pani, trzeba umiéć zapominać o swoich boleściach — wyrzekł — albo wykopać sobie grób odrazu.
Ale rozumowanie jest zawsze niedołężne wobec uczucia; pierwsze zamyka się koniecznie w pewnym zakresie, jak każda rzecz pozytywna, drugie jest nieskończone. Jest-to właściwością dusz małych rozumować tam, gdzie czuć trzeba. Vandenesse pojął to, zamilkł, patrzał długo na panią d’Aiglemont i wyszedł.
Ogarnęły go zupełnie nowe myśli i powiększały stokroć w oczach jego znaczenie kobiety; podobnym był do malarza, który uważa jako typ piękna nikczemne modele swojéj pracowni i spotyka nagle Mnemozynę z Muzeum, owę najpiękniejszą i najmniéj ocenioną statuę starożytną.
Karol był głęboko zakochany. Kochał on panią d’Aiglemont z dobrą wiarą młodości, z wylaniem zupełném, które nadaje pierwszéj miłości tak nieporównany wdzięk i urok nieodnaleziony już potém nigdy, jeśli po téj pierwszéj miłości następują inne. Ona-to jest tak rozkoszną i tak zachwyca kobiety, które ją wzbudzają, gdyż w błogosławionym wieku lat trzydziestu, poetycznym rozkwicie niewieściego istnienia, umieją one ocenić jéj wartość, ogarnąć bieg życia całego i zrozumiéć równie dobrze przeszłość jak i przyszłość.
Kobiety znają wówczas cenę miłości i używając jéj, lękają się utracić. Dusza ich jest jeszcze piękna miłością, co ich opuszcza, a namiętność ich wzrasta wobec przerażającéj przyszłości.
— Kocham — mówił sobie wówczas Vandenesse, odchodząc od margrabiny — i na moje nieszczęście spotykam kobietę skrępowaną wspomnieniami. Walka z umarłym jest trudna, nie ma go już, więc nie może popełnić głupstwa ani przestać się podobać, widzi się tylko jego piękną stronę. Chciéć zabić rozkosz wspomnienia i nadzieje, jakie pozostają na grobie kochanka budzącego to, co najpiękniejsze