Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od przeciągów chińskim parawanem, smutek jéj nie rozproszył się wcale. Trudno to było wprawdzie, by wesołość zrodziła się pod tak staremi obiciami, pomiędzy wiekowemi sprzętami. Jednakże młoda Paryżanka z pewną przyjemnością wchodziła w głęboką samotność i solenną ciszę prowincyi.
Zamieniwszy parę słów z ciotką, do któréj niegdyś napisała list poślubny, pozostała milczącą, zdawało jéj się, że słucha przestarzałéj opery. I dopiéro po dwóch godzinach ciszy godnéj Trapistów, spostrzegła, jak dalece była niegrzeczną dla staréj krewnéj męża, i przypomniała sobie, jak zimne dawała jéj odpowiedzi.
Stara kobieta instynktem pełnym wdzięku, właściwym ludziom przeszłego wieku, uszanowała kaprys siostrzenicy i robiła pończochę. Wprawdzie parę razy wychodziła z pokoju, ażeby kazać urządzić zielony pokój, który miała zająć młoda hrabina i gdzie znoszono jéj rzeczy; ale powracała na swój fotel i spoglądała na nią z pod oka. Julia zawstydzona, że dała się unieść nieprzepartéj chęci dumania, usiłowała przeprosić ciotkę, sama się z siebie śmiejąc.
— Moja droga — odparła ta ostatnia — znamy się na boleści wdów.
Trzeba było miéć lat czterdzieści, by zrozumiéć całą ironią, jaką wyrażały usta staréj kobiety.
Nazajutrz pani d’Aiglemont było już znacznie lepiéj, rozmawiała. I pani de Listomère powzięła nadzieję obłaskawienia młodéj mężatki, którą zrazu posądziła o dzikość i głupotę, mówiła jéj o przyjemnościach miejscowych, o balach i domach, gdzie uczęszczać mogły. Wszystkie zapytania ciotki dnia tego były istnemi łapkami, które dawném dworskiém nawyknieniem stawiała siostrzenicy, ażeby odgadnąć jéj charakter.
Julia przez dni kilka oparła się wszystkim usiłowaniom ciotki, namawiającéj ją do szukania rozrywek za domem. To téż pomimo całéj chęci pochwalenia się piękną siostrzenicą, musiała się wyrzec przyjemności wprowadzenia ją w świat. Młoda kobieta znalazła łatwy pozór dla swego smutku w stracie ojca, po którym jeszcze nosiła żałobę.
Po tygodniu pani de Listomère podziwiała anielską słodycz, skromność pełną wdzięku i pobłażliwy umysł Julii i zajęła się nadzwyczaj tajemną melancholią pożerającą to młode serce. Była-to jedna z kobiet zrodzonych na to, by się podobać, sama jéj obecność dawała szczęście. Wkrótce jéj towarzystwo stało się tak przyjemne pani de Listomère, iż pokochała się w siostrzenicy i pragnęła nigdy się z nią nie rozstawać. W miesiąc zawiązała się pomiędzy niemi wiekuista przyjaźń.
Stara kobieta zauważyła ze zdziwieniem zmiany fizyognomii pani