Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ona po kilka razy na męża. Aż nagły ruch powozu rzucił jéj na kolana medalion, który miała zawieszony u szyi na żałobnym łańcuszku i zobaczyła nagle portret ojca.
Na ten widok łzy jéj, wstrzymywane długo, popłynęły. Anglik dostrzegł może na bladych licach hrabiny te błyszczące ślady, które wiatr szybko osuszył.
Pułkownik d’Aiglemont wysłany przez cesarza z rozkazami do marszałka Soulta, który miał bronić Francyi w Bearnie przeciw Anglikom, skorzystał z téj sposobności, by ustrzedz swą młodą żonę od niebezpieczeństw grożących wówczas Paryżowi, i wiózł ją do Tours do jednéj ze swoich krewnych tam mieszkającéj.
Wkrótce powóz potoczył się po bruku Tours, po moście, po Wielkiéj ulicy, aż zatrzymał się przed starożytnym pałacem, gdzie mieszkała hrabina Listomère-Landon.
Hrabina Listomère-Landon była to jedna z tych pięknych starych kobiet o bladém czole, o białych włosach i dowcipnym uśmiechu, które zdają się zawsze nosić rogówki i czepeczki ubrane według nieznanéj nikomu mody. Kobiety te, siedemdziesięcioletnie zabytki wieku Ludwika XV-go, są zawsze prawie pieszczotliwe, jak gdyby jeszcze kochały; zazwyczaj są one więcéj bigotkami niż pobożnemi, a mniéj bigotkami, niż się z pozoru wydają, przejęte całe wonią pudru, opowiadają wybornie, lepiéj jeszcze umieją rozmawiać a częściéj śmieją się ze wspomnienia niż z powodu żartu. Czas obecny nie podoba im się zupełnie.
Kiedy stara panna służąca oznajmiła hrabinie wizytę siostrzeńca, którego nie widziała od początku wojny hiszpańskiéj, zdjęła szybko okulary, zamknęła Galeryą dawnego dworu, ulubioną swoję książkę; i odzyskała dawną lekkość, ażeby wybiedz na ganek w chwili, gdy małżonkowie nań wstępowali.
Ciotka i siostrzenica obrzuciły się szybkim spojrzeniem.
— Dzień dobry, kochana ciotko — zawołał pułkownik, ściskając z żywością starą kobietę — przywożę pod twoję opiekę tę młodą osobę, zostawiam mój skarb pod twoją strażą. Moja Julia nie jest ani zalotną ani zazdrosną, ma słodycz anioła... ufam, że się tu nie zepsuje — dodał przerywając sobie.
— Nicponiu! — odparła hrabina, rzucając mu szydercze spojrzenie.
I pierwsza z tkliwym wdziękiem pocałowała Julią zamyśloną, więcéj nieśmiałą niż ciekawą.
— A więc poznamy się, moje serce — rzekła do niéj. — Nie lękaj się mnie, usiłuję nigdy nie być starą z młodemi.
Zwyczajem prowincyonalnym zanim weszła do salonu, hrabina zarządziła śniadanie dla swoich gości; ale pułkownik zatrzymał ją zapewniając, że nie podobna mu bawić dłużéj nad czas przeprzęgu