Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

córa prawie królewskiego domu burgundzkiego okazała się wyższą od swego nieszczęścia i panowała aż do ostatniéj chwili światu, od którego przyjęła próżność tylko dlatego, że ta miała dopomódz do tryumfu jéj miłości. Najpiękniejsze kobiety Paryża ożywiały salon świetnością stroju i wdziękiem swych uśmiechów. Dokoła wice-hrabiny cisnęli się dworacy najbardziéj dystyngowani, znakomitości wszelkiego rodzaju, ambasadorowie i ministrowie obwieszani krzyżami, gwiazdami i wstęgami różnych kolorów. Orkiestra brzmiała pod złocistemi stropami pałacu, który zmienił się dla swéj królowéj w pustynię bezludną.
Pani de Beauséant stała na środku pierwszego salonu, przyjmując mniemanych swoich przyjaciół. Ubrana biało, bez żadnych ozdób w gładko zaplecionych włosach, wydawała się spokojną i nie zdradzała ani boleści, ani dumy, ani radości kłamanéj. Nikt nie mógł wyczytać, co się działo w jéj duszy. Rzekłbyś, że to Niobe wyciosana z marmuru. Uśmiech, którym witała najszczerszych przyjaciół przybierał niekiedy odcień szyderstwa; a zresztą była zupełnie taką jak zwykle, tak podobną do owéj wice-hrabiny, którą szczęście opromieniało swym blaskiem, że najobojętniejsi musieli ją podziwiać, jak młode Rzymianki podziwiały gladyatorów, którzy umieli uśmiechać się konając. Rzekłbyś, że świat przystroił się odświętnie na pożegnanie jednéj z władczyń swoich.
— Obawiałam się, że pan nie przyjedziesz — rzekła do Rastignac’a.
— Pani — odparł głosem wzruszonym, biorąc jéj słowa za wymówkę — przyszedłem i wyjdę ostatni.
— Dobrze — powiedziała biorąc go za rękę. — Pan jesteś tu może jedyną istotą, któréj mogę zaufać. Przyjacielu, kochaj tylko taką kobietę, którą będziesz mógł kochać wiecznie, a nigdy żadnéj nie opuszczaj.
Wsparła się na ramieniu Rastignac’a i poprowadziła go do salonu, w którym grano w karty.
— Jedź pan do markiza — rzekła siadając z nim na kanapie. — Jakób, kamerdyner mój pojedzie razem i wręczy ci list do markiza, w którym upominam się o swoję korespondencyą. Chcę wierzyć, że odda ci ją w całości. Gdy wrócisz pan z memi listami, wejdź proszę do mego pokoju; każę, żeby mi znać dano.
Powstała na spotkanie najlepszéj swéj przyjaciółki, księżny de Langeais. Rastignac pojechał do pałacu Rochefide’ow, gdzie margrabia d’Adjuda miał spędzić wieczór. Jakoż był tam rzeczywiście, lecz dowiedziawszy się, o co chodzi, pojechał ze studentem do swego mieszkania i wręczył mu szkatułkę mówiąc: Tu są wszystkie listy. Zdawało się, że chce cóś jeszcze mówić, może pragnął dowie-