Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Młodzieniec ten ubóstwia panią, a ja przepowiadam, że pani zostaniesz jego żoneczką. — A w końcu — dodał głośno — poważano ich powszechnie, żyli szczęśliwie i mieli dużo dzieci. Oto zakończenie wszystkich historyj miłosnych. — Dalejże, mamuniu — zawołał zwracając się do pani Vauquer i chwytając ją w objęcia — proszę włożyć kapelusz, piękną suknię w kwiaty i przepaskę hrabiny. Ja sam pójdę sprowadzić fiakra.
I oddalił się śpiewając:

O słońce, słońce, boskie słońce,
Pod którém tykwy dojrzewają...


— Mój Boże! wiész co, pani Couture? ja zgodziłabym się choć na dachu żyć z takim człowiekiem. — No — rzekła zwracając się do starego fabrykanta — ojciec Goriot już gotów. Temu staremu sknerze nigdy nie przyszło na myśl, żeby mię gdziekolwiek zaprowadzić. Ale, mój Boże! on spadnie na ziemię. Jak-to nieprzyzwoicie, kiedy człowiek niemłody upije się i rozum utraci! Powiecie mi, że trudno stracić to, czego się nie ma. Sylwio, zaciągnijże go na górę.
Sylwia wzięła starego pod ramiona, poprowadziła go popychając przed sobą i rzuciła jak tłomok jaki w poprzek łóżka.
— Biedny młodzieniec — mówiła pani Couture, odgarniając Eugieniuszowi włosy, które mu aż na oczy opadły — on tak jak dzieweczka nie zna jeszcze, co to jest nadużycie.
— A — rzekła pani Vauquer — mogę śmiało powiedziéć, że od lat trzydziestu, to jest od czasu jak utrzymuję mą gospodę, wielu młodych ludzi przeszło, jak-to mówią, przez moje ręce; ale żaden jeszcze nie był tak miły i tak dystyngowany, jak pan Eugieniusz. Jaki on piękny we śnie! Pani Couture! niech-że pani oprze jego głowę na swém ramieniu. Ba! ona już spadła na ramię panny Wiktoryny: Bóg czuwa nad dziećmi. Jeszcze chwila, a byłby roztrzaskał głowę o poręcz krzesła. Ale z nich obojga byłaby bardzo ładna para.
— Dajcież pokój, sąsiadko, mówicie takie rzeczy...
— To cóż, przecie on nie słyszy — odparła pani Vauquer.
— No, Sylwio, chodź-że mię ubrać. Włożę wysoki gorset.
— A tak! wysoki gorset po obiedzie — zawołała Sylwia. — Niech-że pani szuka sobie kogo innego do sznurowania, ja nie chcę być zabójczynią. Pani może życiem przypłacić taką nierozwagę.
— Mniejsza o to, trzeba wystąpić tak, żeby się pan Vautrin nie powstydził.
— To pani musi bardzo kochać swoich spadkobierców?