Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ca-a-ro, ca-a-a-ro, ca-a-a-a-ro non du-bi-ta-re, zaśpiewała hrabina.
Nazwisko ojca Goriot było znów niby skinieniem rożdżki czarnoksięzkiéj, tylko skutek był wręcz przeciwny temu, jaki sprawiły słowa: krewny pani de Beauséant. Eugieniusz znajdował się w położeniu człowieka, którego amator osobliwości zaprosił łaskawie do swego mieszkania, a on, niebaczny, potrącił szafę z figurami rzeźbionemi i zrzucił trzy czy cztery główki niedobrze umocowane. Biedak rzuciłby się chętnie w przepaść. Twarz pani de Restaud przybrała wyraz chłodny i surowy, a oczy obojętne unikały wzroku nieszczęśliwego studenta.
— Pani życzy zapewne pomówić z panem de Restaud — wyrzekł — proszę przyjąć zapewnienie najgłębszego szacunku i pozwolić mi.....
— Ilekroć tylko zechcesz pan przyjść — rzekła hrabina pośpiesznie, zatrzymując Eugieniusza skinieniem — bądź pan pewien, że zrobisz największą przyjemność i mnie i hrabiemu de Restaud.
Eugieniusz złożył głęboki ukłon przed obojgiem i wyszedł w towarzystwie pana de Restaud, który nie zważając na prośby studenta przeprowadził go aż do przedpokoju.
— Wiele razy ten pan przyjdzie — rzekł hrabia do Maurycego — ani pani hrabina, ani ja nie będziemy w domu.
Wyszedłszy za drzwi, Eugieniusz spostrzegł dopiéro, że deszcz pada. — Masz tobie, powiedział, przyszedłem po to, by popełnić niezręczność, któréj nie pojmuję przyczyny ani doniosłości, a do tego zniszczę sobie odzienie i kapelusz. Lepiéj było siedziéć w kącie i ślęczéć nad prawem, myśląc o tém tylko, żeby zostać kiedyś surowym prawnikiem. Czyż ja mogę bywać w świecie, skoro, chcąc się w nim obracać swobodnie, potrzeba całéj góry powozów, butów lakierowanych, drobnostek nieodbicie potrzebnych, łańcuchów złotych, zamszowych rękawiczek po sześć franków na rano, a na wieczór innych i to koniecznie żółtego koloru! Ten Goriot to stary kiep, ot co!
Miał już wyjść na ulicę, gdy spostrzegł karetę najemną, którą zapewne odjechali jacyś młodzi małżonkowie. Woźnica pragnął widocznie zrobić kilka przemycanych kursów na własną korzyść, bo skinął na Eugieniusza, który stał bez parasola w czarném odzieniu, białéj kamizelce, żółtych rękawiczkach i butach błyszczących. Eugieniusza opanował ów szał głuchy, popychający młodzież w głąb’ przepaści, do któréj się zbliżyli, z taką szybkością, jak gdyby na dnie była nadzieja szczęśliwego wyjścia. Skinął więc głową na znak zgody i wszedł do powozu, w którym leżały jeszcze szczątki pomarańczowych kwiatów i parę strzępków srebrzystéj tkaniny, świadcząc o przejeździe młodéj pary.