Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby Pan taki wielki leżał nieokryty.
Tak rzekłam wybiegliwie — i zmiękły ich serca;
Odtąd dniem pracowałam około kobierca
Prując nocą przy żagwiach, com we dnie utkała;
Takem ich przez trzy roki wciąż oszukiwała.
Lecz gdy czwarty przyniosły pór odmienne lica,
Wyszła przez suki-dziewki na wierzch tajemnica:
Wpadli gachy — groźnemi jęli lżyć mię słowy,
I zmusili dokończyć. — Całun był gotowy!
Dłużej mi niepodobna wesela odkładać —
Cóż począć? Już rodzice zaczęli napadać
Na mnie, abym szła zamąż — i syn mój się krzywi
Widząc jak go tu niszczą. — Lecz to mię niedziwi,
Zmężniał! i sam dziedziczném mieniem władać może,
Byleś ty go swą łaską wspierał Zewsie Boże!
Lecz powiedz mi kto jesteś, zkąd ród twój pochodzi —
Przecież nie dąb bajeczny, nie kamień cię rodzi? —«

Bystro-umny Odyssejs odrzekł jej to słowo:
»Laerciady Odyssa zacna białogłowo!
Toż koniecznie chcesz o mym rodzie się dowiedzieć?
Słuchaj więc, lubo z góry muszę cię uprzedzić
Że to boli, rozjątrza serca przeszłe blizny,
Każdemu, co lat wiele niewidział ojczyzny,
Co jak ja, przewędrował ziem i grodów tyle;
Lecz gdy pytasz, do twoich życzeń się przychylę:
Kreta — wyspa śród morskiej rzucona otchłani,
Żyzna, pełna uroków — a siedzi tam na niej
Roje luda; a liczy dziewięćdziesiąt grodów;
Moc tam różnego szczepu i mowy narodów: