Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo ty sama, lub twoje rzekłyby kobiéty:
Niedarmo ten człek płacze, on musi być spity.«

Rostropna Penelopa odrzekła mu na to:
»Powiem ci, że woń cnoty, urodę bogatą,
Wydarli mi niebianie odtąd, gdy na Troję
Szli Argeje, a z nimi Odys, szczęście moje.
Niechby on był powrócił i żył razem ze mną
Sławą bym zajaśniała nietaką nikczemną!
Dziś z tęsknoty usycham, a różnych klęsk mnóstwo
Wciąż zsyła na mnie jakieś nieprzyjazne bóstwo.
Ilu bowiem władyków mieszka w tej tu stronie
Na lesistym Zakincie, Samie, Dulichionie,
I tych, którzy w słonecznej Itace rej wodzą —
Wszyscy drą się do ręki mojej i dom głodzą.
Przeto mało się troskam o biednych żebrzących,
Lub cudzych, lub keryxów ludowi służących —
Jedno pamięci męża łzy moje poświęcam;
I ciągle się natrętnym zalotom wykręcam;
Aż niebo mię natchnęło myślą wybiegliwą
Żem na krosnach w mej izbie cieniutkie przędziwo
Nałożyła, by utkać ogromną oponę —
I tak rzekłam do gachów: chcecie mieć za żonę
Mnie wdowę po Odyssie, młodzi oblubieńcy!
To czekajcie ze ślubem ni dłużej, ni więcej
Aż się zwinę z zaczętą na krosnach robotą;
Przędza w niweczby poszła — a mnie idzie o to
Aby miał piękny całun Laertes mój stary
Gdy go w czarnej godzinie śmierć weźmie na mary.
Toż szydziłyby zemnie achajskie kobiéty