Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  178  —

ciom wydziela się cukierki z obawy, aby się nie przejadły.
— Ogromnie przykro i całkiem niestosownie.
— A powiedzieć, że niema na to rady!
Lecz Irka, która była żywsza i zaradniejsza od Maryni, poczęła chodzić szybko po pokoju, rozdymać swój różowy nosek, potrząsać ciemną główką, nakoniec, wskoczywszy obiema nóżkami na szezlong, jęła bujać się na poduszkach i powtarzać z radością:
— Jest rada! jest! jest!
— Jaka? — dopytywała Marynia.
— To poskutkuje z pewnością!
— Mów zaraz.
— Napiszmy powieść.
— Powieść?
— Tak, ale taką powieść, że to okropność i poślijmy ją przez posłańca do druku. Słyszałaś, jak pan Stefan mówił raz do ciotki Anielki, że gazety potrzebują ogromnie i długich i krótkich powieści, więc, cokolwiek im poślemy, to zaraz wydrukują, zwłaszcza, jeżeli nikt w redakcji nie domyśli się, że nie jesteśmy jeszcze całkiem dorosłe.
Teraz i poważna Marynia zaczęła podskakiwać.
— Ślicznie, doskonale! napiszemy powieść.
— Duży romans, w którym się kochają.
— Jeden pan, w jednej pannie!
— Tak!
W tej chwili jednak Marynia przestała podskakiwać.
— Ale — zapytała — co to ma do pozwolenia na czytanie innych powieści?