Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z purpurowej pościeli tak szybko, jak ptak zrywa się z pośród kwiatów i, objąwszy szyję ojca, cała różowa, do spłonionej jutrzenki podobna, poczęła jednym tchem mówić.
— Ojcze, król przebaczył ci wczoraj, a mnie powiedział, że jestem królową króla!
Marhabal zmienił się w posąg kamienny — i dopiero po długiej chwili rzekł:
— Wróć do łóżka, Thalestris, albowiem nogi mi tak osłabły, że muszę usiąść.
Więc Thalestris wskoczyła znów do pościeli, a on siadł przy niej, zdjął myckę, przeciągnął raz i drugi ręką po ogolonej głowie i zapytał:
— Toś ty widziała króla?
— Widziałam.
— Kiedy?
— Dzisiejszej nocy.
— Był u ciebie?
Dziewica ukryła znów twarz w poduszkę.
— Nie, ja byłam u niego!
Nowe milczenie.
— Przed obiorem, czy po obiorze? — zapytał zmienionym głosem Marhabal.
— I przed obiorem i po obiorze.
— Uf!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Thalestris!
— Słucham, ojcze...
— I ty... i ty powiadasz, że monarcha taki był łaskaw dla ciebie?..