Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Nowele T8.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strachem na widok groźnej postawy młodzieńca — i tylko dziesięciu ludzi, przybranych w mitry i uroczyste fenickie szlafroki, wysunęło się naprzód. Zdumiony Abdolonim poznał w nich dziesięciu najprzedniejszych sydońskich młodzieńców.
A oni, zbliżywszy się ku niemu, padli na twarz i przez chwilę leżeli bez ruchu, poczem podnieśli się i jeden z nich, trzymając na ręku płaszcz purpurowy, tak zaczął mówić:
— Witaj Abdolonimie Pierwszy, potomku krwi królewskiej, władco Sydonu i Libanu, a nas wszystkich panie i królu!
Tu znów przyklękli, a za ich przykładem tłum, stojący opodal, rzucił się także na kolana, powtarzając:
Witaj, witaj Abdolonimie Pierwszy!
Abdolonim patrzył czas jakiś osłupiałemi oczyma to na ich twarze, to na ich mitry, to na płonące pochodnie, aż wreszcie, opamiętawszy się nieco, pomyślał, że to zapewne panicze sydońscy, podpiwszy na jakiejś uczcie, postanowili sobie wyprawić igraszkę z biedaka, więc zapytał z goryczą i gniewem:
— Czego szukacie i czego chcecie, o dostojni, w moim ogrodzie?
— Panie, — odpowiedział ten, który przemawiał poprzednio: — Aleksander, monarcha świata, kazał Hefestjonowi, po wypędzeniu Stratona, mianować nowego króla w Sydonie. A ponieważ, na mocy odwiecznych praw sydońskich, ten tylko może nad nami panować, w czyich żyłach płynie krew dawnych władców, przeto, będąc w obozie u Hefestjona, wskaza-