Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 310.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rabbi! co ci jest? — zawołał z niepokojem.
A z rąk Piotra kosztur podróżny wysunął się na ziemię, oczy patrzyły nieruchomie przed siebie, usta były otwarte, w twarzy malowało się zdumienie, radość, zachwyt.
Nagle rzucił się na kolana z wyciągniętemi przed się ramionami, a z ust jego wyrwał się okrzyk:
— Chryste! Chryste!...
I przypadł głową do ziemi, jakby całował czyjeś stopy.
Długo trwało milczenie, poczem w ciszy ozwały się przerywane łkaniem słowa starca:
Quo vadis, Domine?...
I nie słyszał odpowiedzi Nazaryusz, lecz do uszu Piotrowych doszedł głos smutny i słodki, który rzekł:
— Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano raz wtóry.
Apostoł leżał na ziemi, z twarzą w prochu, bez ruchu i słowa. Nazaryuszowi wydało się już, że omdlał lub umarł, ale on powstał wreszcie, drżącemi rękoma podniósł kij pielgrzymi i nic nie mówiąc, zawrócił ku siedmiu wzgórzom miasta.
Pacholę zaś, widząc to, powtórzyło, jak echo:
Quo vadis, Domine?...
— Do Rzymu — odrzekł cicho Apostoł.
I wrócił.