Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tigellina poczęła ogarniać wściekłość, lecz pohamował się jeszcze.
— Widziałeś — zapytał — jak umierają chrześcijanie? Czy chcesz tak umrzeć?
Starzec wzniósł w górę wybladłą twarz; czas jakiś wargi jego poruszały się cicho, poczem odrzekł:
— I ja wierzę w Chrystusa!..
Tigellin spojrzał na niego ze zdumieniem:
— Psie, tyś oszalał naprawdę!
I nagle nagromadzona w jego piersi wściekłość zerwała tamę. Skoczywszy do Chilona, chwycił go obiema rękami za brodę, zwalił na ziemię i począł deptać, powtarzając z pianą na ustach:
— Odwołasz! odwołasz!..
— Nie mogę! — odpowiedział mu z ziemi Chilo.
— Na męki z nim!
Usłyszawszy ów rozkaz, Trakowie porwali starca i położyli go na ławę, poczem, przytwierdziwszy go do niej za pomocą sznurów, poczęli cęgami ściskać jego wychudłe piszczele. Lecz on, w czasie gdy go przywiązywano, całował z pokorą ich ręce, następnie zaś przymknął oczy i wydawał się jak umarły.
Żył jednak, gdy bowiem Tigellin pochylił się nad nim i raz jeszcze zapytał: „Odwołasz?“ zbielałe jego wargi poruszyły się lekko i wyszedł z nich zaledwie dosłyszalny szept:
— Nie... mogę!...