Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 234.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby już zbawiona i święta, do wieczystego źródła życia.
A Petroniusz zdumiewał się, widząc w twarzy Viniciusza coraz większy spokój i jakieś dziwne blaski, których nie widywał dawniej. Chwilami nawet rodziły się w jego umyśle przypuszczenia, że Viniciusz znalazł jakowąś drogę ratunku, i było mu przykro, że go w swe nadzieje nie wtajemnicza.
Wreszcie, nie mogąc wytrzymać, rzekł mu:
— Teraz ty wyglądasz inaczej, więc nie czyń przede mną tajemnicy, bo chcę i mogę ci być pomocnym: czy ułożyłeś co?
— Ułożyłem — odpowiedział Viniciusz — ale ty nie możesz mi być już pomocny. Oto po jej śmierci wyznam, żem jest chrześcijaninem i pójdę za nią.
— Więc nie masz nadziei?
— Owszem, mam. Chrystus mi ją odda i nie rozłączę się z nią już nigdy.
Petroniusz począł chodzić po atrium z wyrazem rozczarowania i zniecierpliwienia w twarzy, poczem rzekł:
— Na to nie potrzeba waszego Chrystusa, albowiem tę samą usługę może ci oddać nasz Thanatos [1].
A Viniciusz uśmiechnął się smutno i rzekł:

  1. Geniusz śmierci.