Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oni obaj uznali słuszność jego uwagi i umilkli, Poczem Nazaryusz począł się żegnać, obiecując przyjść nazajutrz o świcie.
Ze stróżami miał nadzieję ułożyć się jeszcze tej nocy, ale przedtem chciał wpaść do matki, która z powodu niepewnych i strasznych czasów, nie miała o niego chwili spokoju. Pomocnika postanowił po namyśle nie szukać na mieście, ale wynaleźć i przekupić jednego z pośród tych, którzy wraz z nim wynosili trupy z więzienia.
Na samem odchodnem jednak zatrzymał się jeszcze i wziąwszy na stronę Viniciusza, począł mu szeptać:
— Panie, nie wspomnę o naszym zamiarze nikomu, nawet matce, ale Piotr Apostoł obiecał przyjść do nas z amfiteatru i jemu powiem wszystko.
— Możesz w tym domu mówić głośno — odpowiedział Viniciusz. — Piotr Apostoł był w amfiteatrze z ludźmi Petroniusza. Zresztą sam pójdę z tobą.
I kazał podać sobie płaszcz niewolniczy, poczem wyszli.
Petroniusz odetchnął głęboko.
— Życzyłem sobie — myślał — aby umarła na tę gorączkę, bo dla Viniciusza byłoby to jeszcze najmniej straszne. Ale teraz gotówem ofiarować złoty trójnog Eskulapowi, w zamian za jej uzdrowienie... Ach! ty, Ahenobarbie, chcesz sobie wyprawić widowisko z boleści kochanka! ty Augusto,