Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.3 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kreślił na kamiennej płycie swym długim gallijskim mieczem kształt ryby.
Viniciusz spojrzał na niego bystro.
— ...I jesteś pretorianinem?...
— Póki nie będę tam — odrzekł żołnierz, wskazując na więzienie.
— I ja czczę Chrystusa.
— Niech będzie pochwalone imię Jego! Wiem, panie. Nie mogę cię wpuścić do więzienia, lecz jeśli napiszesz list, oddam go stróżom.
— Dzięki ci, bracie!...
I, ścisnąwszy rękę żołnierza odszedł. „Pileolus“ przestał mu ciężyć ołowiem. Słońce ranne podniosło się nad mury więzienia, a razem z jego jasnością poczęła znów wstępować otucha w serce Viniciusza. Ten żołnierz, chrześcijanin, był dla niego jakby nowem świadectwem potęgi Chrystusa. Po chwili zatrzymał się i, utkwiwszy wzrok w różowych obłokach, zwieszonych nad Kapitolem i świątynią Statora, rzekł:
— Nie widziałem jej dziś, Panie, ale wierzę w Twoje miłosierdzie.
W domu czekał na niego Petroniusz, który, jak zwykle, „z nocy dzień czyniąc“, niedawno był powrócił. Zdążył jednakże wziąć już kąpiel i namaścić się do snu.
— Mam dla ciebie nowiny — rzekł. — Byłem dziś u Tuliusza Senecia, u którego był i Cezar. Nie wiem, skąd Auguście przyszło na myśl przyprowa-